środa, 17 października 2012

Przygody z siemieniem lnianym czyli męka, męka i jeszcze raz męka ;)

Witam was wszystkich ;)
Ponieważ moje włosy nie są ani kręcone, ani falowane, ani proste....hmmm coś pomiędzy falowanymi a prostymi ;p siemię lniane jako stylizator odpada. Za to naczytałam się na wielu blogach o maseczce z siemienia. Brzmiało bardzo kusząco, oj nawet bardziej niż bardzo. Oczarowana, zakochana wręcz w gładkich, lśniących, nawilżonych włosach po jego zastosowaniu, natychmiast przystąpiłam do akcji! Zdjęć po pierwszym użyciu siemienia niestety nie zrobiłam, ale za to powtórzyłam ten zabieg kolejny raz ;D

A no i najważniejsze: moje problemy z siemieniem ;p

Za pierwszym razem dałam za mało wody i gotowałam zbyt długo i nie mogłam przelać glutka przez sitko ;D Potem dodałam do tego czegoś wody i znów gotowałam, jak tylko zaczęło się lepić do łyżki odstawiłam na trochę i letnie już nałożyłam na włosy..... Hmm jednak było zbyt gęste, nadal... Nie dało się wręcz go nałożyć... to była totalna męka...

Drugim razem dałam więcej wody i gotowałam krócej, dodałam też do mieszanki trochę balsamu na brzozowym propolisie i kilka kropel żelu hialuronowego. Balsam nie chciał zmieszać się z siemieniem.... znowu męczyłam się z nałożeniem tego wszystkiego na włosy ale..... ;)

Efekty:

Włosy nawilżone, bardziej zdyscyplinowane i lejące, no i pojawił się blask ;D

Dodaję oczywiście zdjęcia (jak zwykle robione lodówką): na pierwszym tradycyjnie z lampą, na drugim bez. Na pewno zwrócicie uwagę na końce.... nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale na każdym zdjęciu mają one inny kształt a zdjęcia robione są zaledwie w tygodniowych odstępach. Raz układają się w idealny półokrąg, raz bardziej w trójkąt, czasem tylko połowa jest po skosie, a druga strona wydaje się być ścinana na prosto...a teraz wyglądają jakby ich było 2 razy mniej niż w rzeczywistości... chociaż.. i tak w tym miesiącu muszę je podciać, bo ostatnio zauważam coraz więcej rozdwojonych włosów.... ;/

końce masakra.... ;/ Nie wiem co im odbiło tego dnia, ale z reszty jestem zadowolona ;)

Tu widać wyraźniej mój prawdziwy kolor włosów mniej więcej sięgający do uszu. Mam już dość tej naturalnej, marnej wersji ombre i chyba pora na hennę

Ps. na picie siemienia na razie się nie skuszę. Pamiętam z dzieciństwa ciepłem leko razem z lnem, które mama robiłam mi gdy byłam przeziębiona.... brrrr
Poczekam na wasze opinie po skończonych kuracjach ;)

Ps 2. walczę z wypadającymi włosami i chyba się powoli poddaję.... Jantar się kończy powoli i chyba na razie koniec ze wcierkami. Mam nawet wrażenie, że po jego nałożeniu lecą bardziej ;(
CP też minimalnie pomaga chociaż biorę około 6 tabletek dziennie... Kurację Megakrzemem przerwałam na razie, bo jednak CP działa trochę lepiej (czytaj w ogóle coś daje). Piję nadal skrzypokrzywę i myślę, że pod koniec października napiszę o niej recenzję... Na razie mogę napisać, że mam mieszane uczucia...


Jakieś nowe propozycje w walce z wypadaniem włosów?

Pozdrawiam was ;**

3 komentarze:

  1. Moje włosy nie maja problemu z wypadaniem :D
    po prostu zdrowo sie odzywiam :)
    P.S. masz piękne włosy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Włosy masz ładne :) Końcówki faktycznie bym podcięłą szczególnie jeśli piszesz że się rozdwajają :(
    Mi na wypadanie pomogła maska Henna Treatmen Wax (czy jakoś tak), ale ma wysoko w składzie SLS, więc nie każdemu może to pasować. Jest jeszcze kuracja ampułkami Radical 14 czy 15 szt. w opakowaniu za około 40 zł, producent zaleca chyba 2 opakowania - może Ci pomoże, mi po tym baby hair jedynie wyrosły. Cóż i to dobre, ale oczekiwałam czegoś innego. Ampułek Vichy bym nie kupowała - mąż się szarpnął i na wiosne jak włosy leciały mi na kilogramy kupił, nic nie pomogło - nic a nic! W dodatku drooogie bardzo :(
    Pozdrawiam :)

    PS Lodówka w roli fotografa spisuje się świetnie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja siemie lniane piję raz dziennie i widzę fajne efekty :)

    OdpowiedzUsuń